Powrót do listy wiadomości Dodano: 2013-08-12  |  Ostatnia aktualizacja: 2013-08-13
Komentarz Instytutu Kościuszki. Prof. Zbigniew Kasztelewicz: "Niemcom OZE jednak nie pomoże"

Niemcy, które od paru lat sukcesywnie realizują założenia polityki „Energiewende" zastępując udział przede wszystkim energii atomowej w miksie energetycznym tą, pochodzącą ze źródeł odnawialnych stają właśnie przed poważnym pytaniem o sens „energetycznej transformacji". Jako główny producent OZE w Europie od lat promowały zielone rozwiązania, które dzisiaj poważnie „namieszały" w ich gospodarce. Jaka jest prawda o opłacalności tych inwestycji?

Całkowite odejście od atomu w perspektywie najbliższych 9 lat, wzrost udziału OZE nawet do 80% w 2050, wzrost efektywności energetycznej, rozbudowa sieci przesyłowych i budowa elektrowni konwencjonalnych (koniecznych do wspierania procesu inwestycji w OZE) to założenia strategii energetycznej z 2011 roku. Jak podaje EIA w tym właśnie roku Niemcy były liderem produkcji energii wiatrowej i biopaliw w Europie oraz produkowały najwięcej energii słonecznej na świecie. Jednak już rok później koszty finansowania OZE wzrosły o 1,69 eurocenta/kWh. Pytanie, czy inwestowanie z takim rozmachem w zieloną energię nie wiąże się z produkowaniem kosztów, z których później niemiecka gospodarka się nie podniesie?

Oto fakty na temat niemieckiej „ściany". Minister ochrony środowiska Niemiec Peter Altmaier ostrzegł (wywiad z lutego 2013 r.), że wdrażana obecnie reforma energetyczna w Niemczech może do końca lat 30 -tych XXI wieku pochłonąć
w Niemczech nawet bilion euro dopłat, jeżeli rząd nie podejmie kroków zaradczych. Chodzi o coraz wyższe koszty subwencji dla elektrowni wiatrowych i słonecznych. Altmaier stwierdził, że jeżeli Niemcy pozostaną bierni, to koszty eksplodują do gigantycznego poziomu i wylicza, że już do 2022 r. suma tych kosztów może osiągnąć pułap 680 mld euro. Niemiecki minister gospodarki Philipp Roesler zaproponował też w lutym 2013 r. wprowadzenie "hamulca cen energii"- propozycja przewiduje zamrożenie w 2014 r. na obecnym poziomie (5,28 eurocentów) dopłaty do każdej kilowatogodziny uzyskanej z energii odnawialnej. Obaj ministrowie chcą ponadto ograniczyć subwencje dla nowych elektrowni produkujących "zielony prąd". Duże elektrownie wiatrowe i słoneczne miałyby w przyszłości podlegać zasadom rynkowym. Plan Altmaiera i Roeslera przewiduje też ograniczenie ulg dla zakładów przemysłu ciężkiego, które obecnie korzystają z taniego prądu.

Pytanie, dlaczego Niemcy zderzają się z tym problemem w tak radykalny sposób? Otóż dlatego, że ceny energii na giełdach energetycznych spadają, rośnie wysokość subwencji dla producentów, a tym samym rosną również ceny prądu dla konsumentów. W tym miejscu należy powiedzieć, że ceny za prąd w Niemczech są już jednymi z największych w Europie i wynoszą ponad 15,00 UScent/ KWh, podczas gdy w Polsce 9,00, a w Chinach tylko 7,00 UScent/KWh (dane Instytut Kościuszki). Niemcy ostrzegają, że ceny za prąd dzięki energetyce odnawialnej doszły u nich już do cen maksymalnych a wiedzą, że drogi prąd to drogi produkt, który nie będzie konkurencyjny z towarem na przykład chińskim. Czy Polska chce iść tą drogą i wyprowadzić całe branże za granicę, gdzie będzie tani prąd, a w kraju mieć bezrobocie w imię „wyprodukowanego" przez ekologów dla tych potrzeb światowego problemu walki z CO2?

Popatrzmy na to także ze strony niemieckich firm. Problem drogich produktów związanych z inwestycjami w zielone energie szczególnie zaniepokoił Siemens AG, którego Rada Nadzorcza po otrzymaniu przez spółkę drugiej z kolei negatywnej rekomendacji odwołała swojego dotychczasowego dyrektora naczelnego – Petera Loeschera. Dyrektor, który między innymi w związku z przykładaniem dużej wagi do fotowoltaiki przyczynił się do znaczącego obniżenia prognozowanych zysków firmy, został zastąpiony na swoim stanowisku przez Joe Kaesera, dotychczas odpowiedzialnego za sprawy finansowe. Jak to się stało, że zielona polityka przyniosła Siemens ogromne straty?

Polityka firmy forsowana przez Loeschera prowadziła do przekształcenia Siemensa w – jak sam go nazwał - „giganta zielonej infrastruktury" poprzez m.in. inwestycje w technologię solarną. Zainwestował 418 mln USD w solarne systemy z Izraela i zwiększył udziały we włoskim Archimede Solar Energy. Inwestycje napotkały jednak na nieprzyjazny grunt związany z kryzysem w strefie Euro oraz napływem tanich rozwiązań z Chin. Spółka założyła osiągnięcie 12% zysków, które w maju tego roku na skutek niepowodzeń m.in. w tym właśnie obszarze zmuszona była obniżyć. Nieosiągnięcie tego 12% pułapu znacząco osłabiło konkurencyjność firmy, która deklaruje teraz definitywne odejście od fotowoltaiki.

Podobnie postąpił także niemiecki Bosh, który po zanotowaniu strat rzędu miliarda EUR i negatywnych prognozach związanych z inwestycjami na rynku energii słonecznej lawinowo rezygnował z kolejnych swoich przedsięwzięć, a to inwestycji na terytorium Malezji, a to fabryki we Francji. Przyczyniła się do tego, tak jak w poprzednim przypadku, nadpodaż paneli fotowoltaicznych na rynku (szczególnie tych z Chin), priorytetowe subwencjonowanie energii słonecznej, a później zmniejszenie dopłat do OZE. Niemcy, które ogłosiły ambitny program 80% udziału OZE w miksie do 2050 roku, forsowały ogromne i nieprzemyślane dopłaty do energii słonecznej (50% dotacji przypadających na OZE dla sektora odpowiadającego za 3% produkcję prądu), zmuszone były zmniejszyć ich pułap (nowelizacja ustawy), czego efekt widać między innymi na przykładzie spółek Siemens i Bosh. Możliwe, że skutki „zielonej rewolucji" będą jeszcze długo odbijać się echem na zyskach wielu innych niemieckich firm.

Minusem strategii energetycznej rewolucji jest więc po pierwsze jej rewolucyjność. Szybkość poczynionych zmian uniemożliwiła racjonalną ocenę potencjalnych kosztów takich działań w odniesieniu do obecnej sytuacji międzynarodowej oraz na rodzimym, europejskim rynku. Ocenę tę oraz realizację założeń niemieckiego planu utrudnia także wielość podmiotów zaangażowanych w przeprowadzanie reformy oraz spory na poziomie rządowym i ministerialnym. Uczciwy bilans zysków i strat niemieckiej „gry w zielone" potrzebny jest więc natychmiast zarówno obywatelom, którzy płacą za prąd wygórowane stawki, firmom energetycznym, jak również całej UE, która od wielu lat popiera zielone inwestycje i dąży do eliminacji węgla z krajowych bilansów energetycznych. Przykład Niemiec w modelowy sposób pokazuje, jak przejścia energetycznego przeprowadzać się nie powinno, a także stawia pytanie o sens wyśrubowanych unijnych celów związanych z czystą energią. To jednak temat na osobne rozważania.

--

Prof. dr hab. inż. Zbigniew Kasztelewicz – jest Kierownikiem Katedry Górnictwa Odkrywkowego AGH, współpracuje z Instytutem Kościuszki

Komentarz został opracowany we współpracy z mgr Magdaleną Bujak, stażystką IK.

(gz)

Kategoria wiadomości:

Relacje

Źródło:
Instytut Kościuszki
urządzenia z xtech

Interesują Cię ciekawostki i informacje o wydarzeniach w branży?
Podaj swój adres e-mail a wyślemy Ci bezpłatny biuletyn.

Komentarze (6)

  • NOE

    2013-08-14 16:04

    Warto zadać pytanie ile osób rocznie umiera z powodu zanieczyszczonej wody z odwodnień z kopalni, ile od pyłu ze spalania węgla , i z roznoszonego popiołu. Ile dopłaca się do kopalni z kasy państwowej , ile zniszczen terenu przez kopalnie. Ile dopłaca sie do transportu węgla polskiego przez PKP. i ta łączna kwota da ile realnie kosztuje energia węglowa. Co do towarów z chin to czas nauczyć społeczeństwo patriotyzmu gospodarczego przy kasie, jeśli chcesz mieć pracę daj pracę też rodakowi. Pozdrawiam

  • pod prąd owczym pędom

    2013-08-14 15:20

    Sekciarze z OZE atakują. A dlaczego nie wyciągacie wniosków z tego co robią firmy niemieckie, dlaczego przemilczacie ruchy Siemensa i Boscha? OZE tak, ale to powinna być taniocha a nie wyśrubowane ceny. Łupek tez TAK, bo jest nasz - Polaków, a nie tych, którzy ciągle chcą nas traktować jako klientów (Niemcy, Rosja itp.)!

  • ekolog patrzacy dalej niz własny nos

    2013-08-14 14:47

    He he tak tak- krókowroczność Panie Profesorze i liczenie na naiwość odbiorców..Ja tam wole słońce i wiatr zamast wegla i atomu!!! a ekonomia ?? sami ja tworzymy to i zamienić "kupki" piniedzy mozna jak sie komuś podoba!

  • Ekspert

    2013-08-14 13:17

    Pan Profesor jest lobbystą dla węgla i atomu. Problem w tym, że, źródła energii oparte na węglu i atomie są mało efektywne i zanieczyszczają środowisko. Oczywiście można podnieść efektywność i zmniejszyć wpływ spalania węgla na środowisko, ale koszty takich rozwiązań są droższe niż jakakolwiek energia odnawialna. Koszt awarii elektrowni atomowej, jeśli ktokolwiek ją przeżyje, jest tak ogromny, że niema o tym co wspominać. Kraj taki jak Polska, w którym są problemy z wybudowaniem prostej jak drut infrastruktury drogowej nie powinien budować elektrowni atomowych. Jeśli używalibyśmy własne rozwiązania i w 100% rozumieli jak to działa to inwestycja w atom miałaby sens, ale płacenie niewiarygodnego haraczu jakiejś francuskiej, amerykańskiej, czy innej firmie niema żadnego uzasadnienia. Jest mi wstyd, że w Polsce profesorami są tacy ludzie jak Pan Kasztelewicz, który poza spalaniem nie widzi alternatyw.

  • KARMEN

    2013-08-14 12:14
    08/14/2013 14:49:59 Komentarz usunięty przez moderatora (Naruszenie regulaminu)
  • banita57

    2013-08-14 11:44

    Tendencyjny artykuł w kierunku atomówek. Skąd Pan Profesor wziął takie wyliczenia, skoro inne prognozy podają, że zapotrzebowanie na energię elektryczną wzrośnie do 2030 r., o 56%?

Wystąpiły błędy. Prosimy poprawić formularz i spróbować ponownie.
Twój komentarz :

Czytaj także